menu
serce

Krwiodawcy to współcześni bohaterowie. Rozmowa z ks. Piotrem Sadkiewiczem

Głośne akcje pobierania krwi, masowe zapisy do banku szpiku kostnego i ochocze wypełnianie oświadczeń woli… Parafia pw. św. Michała Archanioła w Leśnej (pow. żywiecki) słynie z ponadprzeciętnej pomocy chorym już od 2000 roku. Na czym polega fenomen Leśnej, dlaczego warto oddawać krew i jak zmienia się świadomość społeczna w tym temacie?

Obok wyjątkowych inicjatyw Księdza proboszcza, a także obok niezwykłego zaangażowania parafian z Leśnej trudno przejść obojętnie. Skąd tyle pasji do krzewienia chęci pomocy chorym?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, muszę podzielić się pewnym trudnym, a jednocześnie budującym dla mnie wspomnieniem. 30 lat temu zostałem dawcą szpiku kostnego dla swojej starszej siostry, która zachorowała na białaczkę w trakcie studiów medycznych. To były jeszcze czasy, kiedy w Polsce przeszczepów praktycznie nie wykonywano, musieliśmy więc jechać do Paryża. Dość tragiczna sytuacja rodzinna wywarła wpływ na to, co działo się później w moim kapłaństwie. Na szczęście przeszczep się udał, siostra skończyła studia i teraz spłaca dług wdzięczności, lecząc swoich pacjentów. Z kolei ja po jakimś czasie rozpocząłem odkrywanie działalności charytatywnej – nowej, pięknej formy duszpasterstwa.

Czy właśnie tym jest dla Księdza krwiodawstwo?

Krwiodawstwo jest dla mnie współczesną realizacją przykazania miłości. Często zastanawiamy się, jak wprowadzić je w codzienne życie – jedną z form może być właśnie oddanie krwi czy szpiku kostnego. Ten gest pomocy bliźniemu jest z jednej strony bardzo prosty, a z drugiej – niezastąpiony, bo przecież krwi nie da się zastąpić, nikt jej jeszcze syntetycznie nie wyprodukował. Cóż to jest, oddać 450 mililitrów krwi? Jeżeli nie ma ku temu żadnych przeciwwskazań zdrowotnych, podzielenie się krwią będzie dla mnie czymś prostym. Jednocześnie przyniesie nieocenioną pomoc temu, kto na daną grupę krwi czeka i wie, że jest ona dla niego jedynym ratunkiem. W czasie wojny żołnierze przelewali krew za niepodległość – dla mnie Krwiodawcy to współcześni bohaterowie, którzy „przelewają krew”, żeby ratować komuś życie.

Co było bezpośrednim impulsem do zorganizowania pierwszej zbiórki krwi te 18 lat temu?

Inspiracją był kult Bożego Miłosierdzia. Ówczesny biskup naszej diecezji, Tadeusz Rakoczy, zachęcał nas w kazaniu, żebyśmy nie poprzestawali na modlitwie, ale okazywali miłosierdzie także w konkretnych czynach. Nawiązał wtedy do Jana Pawła II i jego słów o rozbudzeniu wyobraźni miłosierdzia. Nie dał jednak żadnego przykładu, ale zostawił nas z tą refleksją. Wkrótce potem w lokalnych mediach pojawiła się informacja, że w okolicznej wiosce kilku strażaków oddało krew. To było dla mnie bodźcem – zrozumiałem, że my tę krew, tak przecież ważną dla chrześcijan, bo przelaną za życie wieczne, możemy oddawać, a dzięki temu ratować życie. Zaczęliśmy więc od krwi, a później przeszliśmy dalej, także do szpiku kostnego i upowszechniania deklaracji woli.

Jak zachęca Ksiądz wiernych do idei honorowego krwiodawstwa?

Muszę przyznać, że można tutaj mówić o pewnej ewolucji. Zupełnie inaczej wyglądało zachęcanie ludzi 18, 15 czy nawet 10 lat temu, a zupełnie inaczej dzisiaj. Przekonując do pomocy, sięgałem głównie po nauczanie Kościoła – posiłkowałem się m.in. Janem Pawłem II, który dokonał pewnego przełomu, jeśli chodzi o podejście do przeszczepień. Pomocna była też Ewangelia i rozmawianie o miłosierdziu w nieco innym kontekście niż na co dzień. Łatwo jest wyciągnąć z portfela symboliczną złotówkę i wrzucić ją do skarbonki, opróżnić szafę z nieużywanych ubrań i włożyć je do kontenerów, a nawet wspomóc kogoś proszącego na ulicy o parę groszy. Trudniej jest zdobyć się na ten prosty, a jednak bohaterski gest, żeby usiąść na fotelu i fizycznie oddać komuś trochę swojej krwi. Jeszcze trudniej przychodzi nam podjęcie decyzji o zapisaniu się do banku szpiku kostnego. W końcu jeśli to robię, zakładam, że będę dawcą. Szczerze mówiąc, dziś już nie wyjdę do parafian z takim kazaniem, bo byłoby to dla nich po prostu nudne. Wystarczy, że poinformuję, że w danym terminie będziemy przeprowadzali akcję krwiodawstwa i wiem, że przyjdzie wielu chętnych by bezinteresownie pomóc drugiemu człowiekowi.

Czy pojawiały się jakieś obawy przed oddaniem krwi?

Kiedy zaczynaliśmy, trzeba było ludzi uświadamiać. Wyjaśniać kwestie medyczne, że oddawanie krwi nie szkodzi zdrowiu, nie uzależnia i nie zmienia procesu tworzenia krwi w organizmie człowieka. Niektórzy do dzisiaj mają różne wyobrażenia na temat oddawania krwi i szpiku kostnego. Rzeczywiście, na początku zdarzały się opory ze strony parafian. Ludzie reagowali dwojako, zwłaszcza w dziedzinie transplantacji. Próbowałem spokojnie tłumaczyć, dawać konkretne wskazówki, odwoływać się do autorytetów, takich jak prof. Religa, Rowiński, Michałowicz. W kontekście krwiodawstwa pojawiały się sporadyczne wątpliwości – że jak raz oddam, to już będę uzależniony i będę musiał ciągle oddawać… Była to jednak kwestia spokojnej rozmowy, wyjaśnienia, że ani jednorazowe, ani wielokrotne oddawanie krwi nie powoduje, że trzeba to powtarzać już do końca życia. W wyjątkowych sytuacjach kierowałem do lekarza w centrum krwiodawstwa. Dzisiaj z pomocą przychodzi internet.

Czy do oddawania krwi dają się zachęcić jedynie gorliwi parafianie, czy także osoby niezwiązane z Kościołem?

Nasze akcje są cykliczne, informujemy o nich z co najmniej miesięcznym wyprzedzeniem, rozwieszamy plakaty. Dzięki temu w celu honorowego oddania krwi przychodzą bardzo różni ludzie, np. parafianie, którzy są w każdą niedzielę w kościele, ale i osoby, które bywają w nim tylko od wielkiego święta. To samo dotyczy przedziału wiekowego – mamy osiemnastolatków i osoby starsze. Pomagają także ludzie całkiem spoza parafii, zwłaszcza wtedy, gdy w okolicach organizowane są zbiórki krwi „na ratunek”.

Ponad 2600 oddanych litrów krwi i niemal 700 potencjalnych dawców szpiku kostnego w parafii liczącej 3300 mieszkańców to nie byle jaki wynik. Mówi się, że Leśna bije pod tym względem europejskie rekordy…

Ostatnio prof. Sebastian Giebel uświadomił mnie, że nawet nie 1/4 parafian, ale co drugi mieszkaniec Leśnej jest potencjalnym dawcą szpiku. Kiedy odliczymy niepełnoletnich i osoby starsze, okaże się, że na deklarację odważyła się aż połowa uprawnionych do tego osób. 11 lat temu, przy wręczaniu mi nagrody im. Brajana Chlebowskiego za propagowanie transplantacji, prof. Religa użył po raz pierwszy sformułowania „fenomen Leśnej”. Chociaż mieliśmy dopiero 500 potencjalnych dawców, w Europie nie było drugiej miejscowości, w której tak duży procent mieszkańców zapisał się do banku szpiku kostnego. Z tym sformułowaniem spotkałem się jeszcze kilkakrotnie na różnych konferencjach naukowych, a tydzień temu prof. Giebel oznajmił, że Leśna to fenomen nie tyle na skalę Europy, co na skalę świata. Sześciu naszych parafian oddało już szpik kostny, jeden nawet dwukrotnie. To naprawdę wyjątkowe. Chciałbym mu dorównać!

Jakie są cele parafialnego Klubu Honorowych Dawców Krwi na najbliższe lata?

Cele są niezmienne: ratować, ratować i jeszcze raz ratować zdrowie i życie ludzi. Chcemy, żeby jak najwięcej mieszkańców Leśnej mogło być „lekarzami” bez studiów medycznych i pomagać innym, dzieląc się swoją krwią. Nieustannie zachęcamy do honorowego krwiodawstwa, zwłaszcza, że w związku z zaostrzeniem kryteriów kwalifikacji, pomimo dużej liczby osób zgłaszających się do oddania krwi, tylko niektóre z nich mogą zostać dawcami. Poza tym coraz więcej tymczasowych dyskwalifikacji dawców związanych jest m.in. z różnego rodzaju alergiami, chorobami cywilizacyjnymi, stosowaniem leków itp. oraz z częstymi podróżami do krajów, gdzie potwierdzono występowanie czynników zakaźnych.

Czy można powiedzieć, że świadomość społeczeństwa w zakresie honorowego krwiodawstwa rośnie?

Zdecydowanie tak. Przytoczę przykład naszego województwa: co niedzielę przy kościołach staje kilka ambulansów katowickiego Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa (są to akcje organizowane przez parafie), każdego roku odbywa się pielgrzymka dla Krwiodawców na Jasną Górę, gdzie na błoniach Klasztoru jest możliwość oddawania krwi, od kilku lat w działalności statutowej Caritasu widnieją akcje związane z honorowym krwiodawstwem. Takie działania mają rzeczywiste przełożenie na wzrost świadomości w zakresie bezinteresownej pomocy bliźniemu. Poza tym zmieniła się bardzo świadomość księży, ale to samo dotyczy reszty społeczeństwa. Więcej się mówi o ofiarowaniu własnej krwi dla ratowania człowieka, informacje są łatwiej dostępne… Obawiam się, że jeśli teraz ludzie nie chcą iść oddać krwi, to wynika tylko i wyłącznie ze strachu. Bo boję się igły, na widok krwi mdleję. Oddawanie krwi jest bezpiecznym procesem. Na wszystkich etapach oddawania krwi używa się wyłącznie sprzętu jednorazowego użytku.

Czyli, krótko mówiąc, nie ma się czego bać…

Oczywiście! Ja sam byłem dawcą szpiku i wciąż jeszcze czekam, aż może kiedyś znowu nim zostanę. Jako parafianie możemy być dumni, że ponad 2600 litrów naszej krwi płynie w żyłach ludzi, których nawet nie znamy. Kilkaset, a może nawet kilka tysięcy serc dalej bije – to dla nas niebywały zaszczyt. A ja jako proboszcz mam te kilkaset, czy kilka tysięcy więcej parafian. Cieszę się, że jest tak wiele osób gotowych nieść bezinteresowną pomoc, bo ofiarowany przez Krwiodawców dar ma również ogromne znaczenie w leczeniu m. in. chorych na hemofilię, po przeszczepieniach, z niedoborami odporności. Dzięki krwi Dawców wytwarzane są także leki osoczopochodne (koncentraty czynników krzepnięcia, albuminy, immunoglobuliny), ratujące zdrowie i życie chorych.

Postawa i działania parafian powinny być wzorem do naśladowania.

Bardzo się cieszę i oby jak najwięcej było takich ludzi, którzy chcieliby nas naśladować. Życzę wszystkim, aby pamiętali, że krew jest najcenniejszym darem, jaki człowiek może ofiarować drugiej osobie, a honorowe krwiodawstwo jest wyrazem chrześcijańskiej miłości do bliźniego.